Był piękny jesienny dzień. Słońce grzało jasnymi promieniami jakby nie chciało ustąpić miejsca nadchodzącej zimie. Z drzew opadały różnokolorowe liście, a z niektórych nawet kasztany czy żołędzie. Tego dnia Marinette wstała bardzo wcześnie, mimo iż była sobota. Musiała iść do pasmanterii aby odebrać materiał na sukienkę dla Alyi. Marinette uważała, że własnoręczny prezent najbardziej zachwyciłby jej najlepszą przyjaciółkę, która tego dnia obchodziła urodziny.
-Czy już przyszedł mój materiał?- spytała Marinette.
-Już zaraz sprawdzę- rzekła starsza pani- Czy zamawiałaś czerwony materiał?
-Nie, on był...
-O już mam!- krzyknęła uradowana staruszka i przyniosła zamówiony materiał- Czy już wiesz na co go wykorzystasz moja mała projektantko?
-Na sukienkę dla przyjaciółki- powiedziała Marinette.
-O, to widzę, że pewnie na specjalną okazję. Mam małą prośbę do Ciebie. Mam wnuka w Nowym Jorku. Jakiś czas temu przysłał mi swój ulubiony szalik, który niestety podarł. Sama próbowałam go naprawić, ale mi nie wyszło. Czy mogłabyś w wolnym czasie zerknąć na niego?
-Oczywiście- odrzekła Marinette i zabrała ze sobą zarówno materiał jak i szal.
Następnie Marinette pobiegła szybko do domu aby jak najszybciej skończyć swój prezent dla Alyi.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz