niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 3

Marinette zaprowadziła swojego kuzyna do domu. Jakże wielka była radość rodziców Marinette gdy ich siostrzeniec wszedł do piekarni.
-Cześć ciociu! Cześć wujku!- krzyknął.
-Maks? Jakże się cieszę! Daj cioci całusa! Jak wyrosłeś. Przystojny kawaler do wzięcia.
-Bez przesady ciociu- rzekł Maks i zarumienił się ze wstydu.
-Jak tam rodzice? Nie przyjechałeś z nimi?- zapytał tata Marinette.
Maks nagle posmutniał. Do oczu napłynęły mu łzy a jedna z nich wypłynęła i popłynęła w dół policzka. Wszyscy wiedzieli co to znaczy. Marinette przypomniała sobie o tych kartkach świątecznych, które wysłała rok temu, a na które do tej pory nie otrzymała odpowiedzi.
-Rodzice nie żyją. Wszystko zdarzyło się w zeszłe święta. Po południu poszedłem z kolegami do lasu, aby ściąć najlepszą choinkę. Trochę gadaliśmy i zasiedzieliśmy się, że nie zauważyliśmy kiedy się ściemniło. Wróciłem do domu, ale zapomniałem zabrać ze sobą choinki. Rodzice byli wściekli. Wigilia była dla nas wszystkich ogromną torturą. Wcześniej, tego dnia rodzice pokłócili się o jakieś głupstwo, a kolacja przypaliła nam się w piekarniku. To były nasze najgorsze i ostatnie wspólne święta. Po wigilii rodzice kazali mi iść do siebie do pokoju. Dostałem szlaban na wychodzenie z domu. Byłem wściekły, ale nie zamierzałem ich słuchać. Zamknąłem się na klucz po tym jak powiedziałem do nich "Nie chcę was więcej widzieć". Nie chciałem aby to były ostatnie słowa jakie usłyszą ode mnie, ale stało się. Posiedziałem chwilę a potem wymknąłem się wychodząc oknem. Poszedłem na miasto. Ten spacer był dla mnie ukojeniem i zrozumieniem. Widziałem wiele szczęśliwych rodzin. Wszyscy byli szczęśliwi, a tylko ja smutny. Tak się stało, że zaszedłem do chińskiej restauracji, w której kupiłem chińskie ciasteczka z wróżbą. Spojrzałem na jedną z wróżb i zamyśliłem się. Wróżba mówiła "spiesz się kochać póki masz jeszcze kogo". Pomyślałem wtedy o moich rodzicach. Mimo iż byłem na nich zły to jednak ich bardzo kochałem i nie mogłem się na nich gniewać. W tamtej chwili chciałem ich przytulić, wypłakać się i przeprosić, że sprawiłem im tyle bólu i cierpienia. Wstałem i poszedłem w stronę domu, ale nie przypuszczałem, że to co zobaczę, będzie końcem tego czego kocham...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz